Czasem mam wrażenie, że wszystko sprzysięga się przeciwko mnie. Tak, jakby ktoś tam u góry postanowił zrobić z mojego życia telenowelę południowo-amerykańską. Codziennie nowy absurd, nonsens, paradoks, które wciąż potrafią mnie zadziwić, chociaż już mi się wydawało, że nie zaskoczy mnie już nic.
Tak ciężko pojąć mi niektóre sprawy, zrozumieć niektórych ludzi i ich tok myślenia. Czasem chciałoby się wykrzyczeć: Stop! Opamiętajcie się! Ale człowiek wie, że nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. Mimo tego postanowiłam walczyć. O swoje. O moje szczęście, moją przyszłość. Szczęście i przyszłość z Nim, w dwójkę. Tyle przetrwałam, to to też przetrwam. Albo zakończy się to happy endem, na który chyba zasługuję, albo rozlaną czarą goryczy i wyczerpaniem się pokładów świętej cierpliwości. Przeżyję. W końcu - kto jak nie ja? Może jednak ktoś czuwa nade mną i pomoże?
Koniec z życiem za pan brat ze złudzeniami i marzeniami. Czas rzucić rękawicę życiu i pomyśleć też o sobie. Nabrać dystansu, stać się silniejszą, dostrzec pewne wady i zalety, przestać się przejmować, otworzyć oczy, uświadomić sobie coś ważnego, nie bronić i nie walczyć na siłę, zacząć jakiś kolejny rozdział życia. W końcu jestem już dorosła.
Ciężko, kiedy ma się świadomość, jak trudnym do zniesienia jest się dla otoczenia ostatnimi czasy. Ale jest jeszcze trudniej, kiedy nie można uporać się z samym sobą. I koło się zamyka. Nie wiem, czy to ta wiosna, czy matura, czy jeszcze jakiś inny czort. Straszne to jest. I chwilowo nie do przezwyciężenia.
On: http://demotywatory.pl/2858873/MALZENSTWO Ja: a czemu mi to wysyłasz? On: bo mówiłaś, że zabieram kołdrę. tak na przyszłość:) Ja: na przyszłość ma być też to małżeństwo?:P On: czemu nie?
A mnie zatkało. I nie wiem, co powiedzieć.
Bo w żartach, i owszem, kłócimy się już o umeblowanie naszego wspólnego domu i ilość dzieci. Ale to tylko żarty.
Z drugiej strony po roku bycia razem niektóre myśli będą uciekać w tym kierunku. Tylko czy naprawdę jesteśmy na to gotowi?
Odważyłam się i założyłam. Trzeba zacząć nowy rozdział, uporać się z myślami. Rzucić w świat.
Bo przyszedł taki czas, że trzeba stać się samodzielną. Tylko w problem przerodziła się druga część tego słowa: dzielna. Nie jestem dzielna. Chyba nie na tyle, żeby wyprowadzić się z rodzinnego miasta i rzucić się na głęboką wodę w dużo większym mieście. Zasadniczo sama właśnie. I stać się dorosłą. Ale czy dorosłam do dorosłości? Śmiem wątpić.